niedziela, 27 września 2009

[004]

Złe dni mnie dopadły. Bardzo złe dni. Kiedy z trudem mówi ci się o czymkolwiek, rozmawia, utrzymuje kontakt ze światem. Jedni próbują ci pomóc, drudzy cię pogrążają. Smutne. Tylko co ja poradzę, że w obliczu pewnych problemów będę smutna, drętwa, oschła i niemiła. 

Z resztą rzesza ludzi do tych cech mojego charakteru przywykła. 

O problemach nie mówi się z łatwością. Utrata czegoś... kogoś kto był ci bliski nigdy nie będzie łatwa. Zwłaszcza, gdy twój charakter składający się z różnych, dość dziwnie dobranych cech i skrajności zawiera w sobie cholernie mocne przywiązywanie się do zwierząt. I mam być miła, grzeczna i spokojna w obliczu pewnej swoistej tragedii i okrutnej pustki, która mnie dopadła? 

No nie, nie ma mowy.

Dlaczego nie da rady pomyśleć w jakiej sytuacji się znajduję, co sie dzieje dookoła mnie i zrozumieć, że nie będę mile i potulnie się uśmiechać teraz, gdy życie z dnia na dzień rzuca mi kolejne kłody pod nogi i nie widzę wyjścia z tego bagna? Chcę podjąć to wyzwanie i z tego wyjść, wrócić na prostą, cieszyć się dalej, ale - albo nie spychajcie mnie spowrotem w dół. Albo się odpierdolcie i poczekajcie jak wam z trudem przychodzi zrozumienie, że ja też mam problemy. Przykro mi to mówić, ale pieniądze to nie wszystko, a stabilność finansowa (choć i ona jest bardziej moich rodziców niż moja) jest jedyną stabilnością jaką osiągnęłam.

To gwoli wyjaśnienia dla niewiedzących, mam nadzieję, że ten tekst jest wystarczająco sugerujący. 

Choć znając... życie to po tym się tylko jeszcze bardziej obrażą. 

Ale choć bym chciała nie zmienię swojego obecnego położenia, a nie chce mi się tego pisać x razy rozmawiając z kimś i tłumacząc się z mojego humoru.

Pisanie o tym nie jest łatwe, miłe i przyjemne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz